piątek, 28 października 2011

Moje ogrodki

Pierwsze odkrycie ogródka
I tak jak obiecałam ostatnio, kilka zdjęć  z najbliższego otoczenia. Mój nowo powstały ogródeczek. Jest w nim kilka świeżutko zasadzonych lawend, które mają zakwitnąć latem następnego roku, w sklepie dostałam na to pisemną gwarancją - coś niespotykanego w Polsce, tu podobno całkiem oczywista oczywistość.
W rogu siedzi dumnie, spore drzewko laurowe, z którego korzystam gotując i piecząc rozmaitości.





Druga odsłona


Tak wyglądał mój ogródeczek na początku lipca. Obecni troszkę się przekształcił i doszły do niego inne roślinki. Cały czas coś przesadzam, dokupuję i kombinuję.
Pod koniec sierpnia ogródek znowu zmienił oblicze i dzięki pomocy mojego Jędrka, który przywiózł mi biały gres, wysypał go i uformował w zawinięta dróżkę, na której ułożyliśmy lozy - loz używano kiedyś do pokrywania dachów kamiennych domów.|




I znowu maleńka zmiana...



Ostatnio posadziła tu ponad 100 cebulek tulipanów i mam nadzieje na ferię barw wiosną.Musieliśmy zabezpieczyć cebulki siatką, ponieważ nasze zwierzaki: kot Pirat i najnowszy członek rodziny mini sznaucer Guzik - rozkoszują się w wykopywaniu i podgryzaniu tulipanów.




To było najbliższe otoczenie, te tuz za rogiem, a poniżej trochę dalsze, ale nie za bardzo.
Zagubiony gdzieś w górach kamienny dom...


Wiatraki widać z naszego podwórka, no może nie aż tak dokładnie...

Góry nie za wysokie, ale jakże urocze..
 To tyle na dzisiaj, następnym razem będzie z innej beczki.

czwartek, 20 października 2011

Moje pierwsze kroczki...

Minęły już 3 miesiące mojego pobytu we Francji . 
Obiecałam sobie zaraz po przyjeździe, ze będę pisać ten dziennik i dopiero dzisiaj dojrzałam do tego by to zrobić. Przyleciałam tu 9 lipca 2011 będąc dokładnie 9 dni po rozwiązaniu umowy o pracy w związku z przeniesieniem działu finansów BAT do Rumunii - cóż polityka firmy pozbawiła nas pracy ciężkiej, bardzo stresogennej i ogromnie niewdzięcznej. Nie było czego żałować, jeżeli patrzyło się na to po katem zdrowia psychicznego, przynajmniej w najbliższym czasie. Rozdział 7 lat zamknięty na dobre i na szczęście. Może i inaczej jest jak ma się alternatywę na przyszłość. 
Ja jakąś miałam... miałam polecieć na francuska prowincje i jak to nawet tubylczy Francuzi mówią o tym regionie "głęboka Francja". W rzeczywistości spokój, cisza otaczająca przyroda to, to co na mnie spadło.
Potrzebowałam tej zmiany ogromnie i byłam szczęśliwa podejmując te drastyczna decyzje.


Potem zaczęłam rozglądać się po okolicy, przemierzając nożnie okoliczne drogi. I co?   zaskoczenie. Zaczęłam odczuwać, analizować otaczający mnie świat. To odkrycie stało się dla mnie objawem "przyklejenia skrzydeł". Zachciało mi się chcieć.... po tylu latach mechanicznego pojmowania otoczenia, wiecznego zmęczenia, ostrożności do nowych znajomych... Takie słodkie mrowienie w okolicy serca... Na początku trochę się przestraszyłam, ale z każdym następnym dniem to czekanie stawało się maleńkimi dawkami adrenaliny, na która czekałam gdy tylko patrzyłam na te ukwiecone łąki.
Lipiec był słodki jak miód, mimo przejmującego zima na dworze, ale i tak chodziłam na spacery, aby patrzeć, patrzeć szeroko otwartymi oczami.
Otoczenie zauroczyło mnie... ale o tym następnym razem.