czwartek, 28 sierpnia 2014

Czas brocantów i miłość do zwierząt

Zestawienie tytułu posta ni z gruszki ni z pietruszki... a jednak.
Najpierw o pierwszej części. Letnie dni, to czas brocantów we Francji / z góry przepraszam za spolszczanie tego wyrazu/ i nie mam tu na myśli regularnych sprzedawców antyków, ale zwykłych, prostych, ludzi, którzy w swoich niewielkich miejscowościach organizują takie wysprzedaże. Często wcale nie nastawiając się na zarobek, ale na spotkania międzyludzkie, wymianę rzeczy z niepotrzebnych już danej osobie, na niezbędne drugiej. I to ma swój urok. Oczywistością jest sama przyjemność chodzenia, oglądania i brania do rąk rzeczy często zabytkowych, szczególnie książek w ubiegłych wieków / tu nie nastąpiła żadna pomyłka/, ponieważ zdarzają sie książki nawet z XVII wieku. Niestety większość sprzedawanych przedmiotów nie nadaje się do użytku i za każdym razem rodzi się we mnie pytanie - dlaczego Francuzi nie pozbywają sie śmieci, bo wystawianie obitych dzbanków, pękniętych talerzy, czy powykrzywianych sztućców to praktyka nagminna.
Ale cóż, co kraj, to obyczaj...

Drugi fragment tytułu mojego dzisiejszego postu, to mój wielki szacunek do mieszkańców Francji za opiekę i miłość do zwierząt. Własnie na brocantach spotykamy mnóstwo psów, a opieka jaką są one otoczone, często wzrusza moje serce. Kiedyś braliśmy zupełnie nieświadomie i w pełnym zaskoczeniu udział w scence, gdy nasz Guzik był jeszcze maluchem i na  brocantowych wycieczkach często był noszony na rękach - gdy podszedł do nas zupełnie nieznajomy Pan i... pocałował Guzika z nos.
Ja po prostu oniemiałam....


Serdeczne pozdrowienia z brokantowego myszkowania. A powyżej moja ostatnia, miedziana zdobycz.

czwartek, 21 sierpnia 2014

Widoki


Wiele razy pokazywałam na zdjęciach moją ulubioną górę Le Mont Mezanc 
szczyt 1753 m n.p.m., d'origine volcanique, znajdujący się w Masywie Centralnym.
Korzystając z okazji, że mam dwóch fantastycznych gości, czyli Karola i Bartka,
 którzy przyjechali na fragment swoich wakacji do Auvergne, pokazuję kawałeczek...z bliska.



Jako, że lipiec był u nas iście listopadowy i każdego dnia szczerze zazdrościłam tegorocznej pogody w Polsce,
 obserwując coraz to wyższe temperatury, melduję, że i dla nas w końcu zaświeciło słoneczko, pewnie to za sprawą tej cudownej tęczy,która, jak powszechnie wiadomo przynosi szczęście.
Pozdrawiam Was więc słonecznie i jeszcze wakacyjnie.